» Blog » Niekończąca się radioaktywność cz. 3
11-06-2012 15:58

Niekończąca się radioaktywność cz. 3

W działach: Opowiadanie, Neuroshima, inne, różne, kij z tymi działami | Odsłony: 8

Niekończąca się radioaktywność cz. 3
Z wnętrza dobywał się metaliczny zapach urządzeń, smaru i innych substancji wykorzystywanych do konserwacji elektroniki i mechaniki. Wkroczyli ostrożnie, najciszej jak mogli. Nerwy napięte do granic możliwości, uwaga skupiona w stu procentach, a kto wie, może i ponad.

Zaraz po wejściu przystanęli dając oczom czas na przyzwyczajenie się do półmroku. Po kilkunastu sekundach zaczęli dostrzegać coraz więcej szczegółów.

Wnętrze samolotu nie przypominało niczego. Na podłodze i w ścianach pełno linii, kabli i przewodów transmisyjnych. Wszelkiej maści łańcuchy, haki i mocowania. Druty, kable i reszta tworzyły niesamowity bałagan. Staruch nie wątpił, że to wszystko ma sens dla kogoś obeznanego w temacie, ale dla niego wyglądało to jak plątanina wszystkiego bez ładu i składu. Koza pierwszy raz miała okazję zobaczyć coś takiego, widział jak rozdziawia usta i chłonie otoczenie. Prawodawca czujnie przeczesywał wzrokiem otoczenie, ściskając w dłoniach obrzyna.

Starzec poprawił chwyt na rękojeści rewolweru. Uwielbiał tę broń. Można powiedzieć kochał. Jedyna rzecz jaka pozostała mu po "poprzednim życiu" jak sam to nazywał. Młodość w cyrku, nauka sztuczek pod pilnym okiem ojca, także członka trupy. Pierwsze sukcesy, małe a potem coraz większe. Czterdziestka czwórka była prezentem od ojca z okazji pierwszego występu przed publicznością. Wspaniała broń, wykonana na zamówienie. Stal nierdzewna oparła się zębowi czasu, a odpowiednio zadbana była właściwie niezniszczalna. Rękojeść ozdobiona masą perłową. Specjalna długa lufa poprawiała celność broni co na arenie miało istotne znaczenie, oraz jej zasięg, co okazało się przydatne później. Kochał ją i dbał z wyjątkowym pietyzmem. Lubił refleksy światła na srebrzystej powierzchni.

- Patrzcie na to - szepnął Bóg wyrywając Starca z zamyślenia. Prawodawca stał przy grodzi i patrzył na coś ukrytego we wnęce.

- Nie wygląda to zbyt ciekawie - wskazał potężną stalową skrzynię bez wieka, zawierająca kilkanaście chromowanych tub oraz plątaninę kabli i przewodów wszelkiej maści. Na cyfrowym wyświetlaczu migały dwie kropki.

- Kurwa - rzucił Starzec.
- Ano - dodał Bóg.
- Co to? - spytała Koza.

Spojrzeli na nią. Dziewczyna była tylko zaciekawiona i nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia.

- Paskudny owoc geniuszu technicznego ludzkości - odparł Faniks - Co gorsza nie wiemy czy odlicza czy nie.
- I nie znamy zasięgu - dodał Starzec czując jak przyspiesza mu serce.

Prawodawca tylko skinął głową.

- Da się to wyłączyć? - zapytała Koza.
- Da - odparł Bóg - Ale potrzebny jest do tego specjalista. Lub pulpit kontrolny.
- Uciekamy czy szukamy?

Wymienili spojrzenia w ciszy.

- Ucieczka byłaby rozsądna - powiedział Starzec - Ale jak mówiłem cholera wie ile trzeba by uciekać aby wyjść poza obszar działania. To tu... - wskazał skrzynię - ...może być paskudnym prezentem.
- Pewnie jest - rzekł Sędzia. Nie wyglądał na zbyt mocno zdenerwowanego. Koza zupełnie nieświadoma zagrożenia patrzyła na nich z oczekiwaniem. "Gość ma jaja z tytanu" pomyślał Starzec.
- Trafna uwaga - odparł skupiony Bóg - Szukamy dalej - spojrzał w uchylone drzwi blokujące drogę do kokpitu.

Ruszyli. Rosły mężczyzna na czele, Starzec za nim, a Koza zamykała pochód rozglądając się na wszystkie strony.

Mijali mniejsze i większe pomieszczenia i wnęki, wypełnione różnego rodzaju sprzętem, plątaniną kabli, pakunkami, beczkami. Diabli wiedzą z czym. Teraz skupili się na najważniejszym. Instynktownie czuli, że czas się kończy.

Zbliżali się do kokpitu. Przez frontową szybę wlewało się światło dnia, oślepiając na kilka sekund. Wszystko w okół pełne było kontrolek, układów, zegarów i innych elektronicznych elementów. Najdziwniejsze jednak było to co siedziało przy pulpicie.

Humanoid wkomponowany w maszynę. Wiązki przewodów biegnących z oczodołów, ust, nosa i głowy, wnikających głęboko w konsoletę, a wychodzących spod bladej skóry. Stanowiący jedność z fotelem, połączony z nim przewodami, ramionami mechanicznymi i niemożliwymi do zidentyfikowania elementami. Nie miał rąk, a w ich miejsca jakiś potworny kreator wkomponował grube pęki kabli, jak i w całe ciało.

Z niewidocznych głośników dobył się trzask. Podskoczyli, Starzec odruchowo chciał strzelić ale Bóg go powstrzymał. Popatrzył mu w oczy i pokręcił głową.

- Nie - szepnął.
- Zabcie mniiee... - wydobył się zniekształcony elektronicznie głos. Drgnęli na jego brzmienie. Dwa lub więcej tonów mieszających się w jeden strumień niezrozumiałych słów. Starcowi włosy na karku stanęły dęba, Koza cofnęła się zalękniona, tylko Bóg stał niewzruszony. Ale kosztowało go to dużo nerwów.

Czekali w ciszy, która nagle zapadła.

- Pomcie miinnieee.... - jęk, jeszcze bardziej zdeformowany przeciął ciszę.
- Czym jesteś? - zapytał Prawodawca.

Pilot wzdrygnął się, a z głośników wydobył się krzyk, dłuuugi i agonalny, przyprawiający o ciarki. Koza uciekła, Starzec czuł, że zaraz pęknie.

- Czym jesteś? - zapytał ponownie Sędzia ściskając obrzyna.

-CzaAAAAAAAAAAAAAA! KończyyYYYYYYYYAAA! - świdrujący zniekształcony głos.

Cal czuł, że coś przegapia, że gdzieś coś mu się wymyka. Przełknął ślinę. Poczuł pot na czole. Spojrzał na Starca - wyglądał źle. "Zaraz pęknie" pomyślał.

- Hej - szepnął do niego. Dziadyga spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem osoby wybitej z zamyślenia. Widział jak przełyka i jak drąż mu usta - Opanuj się.

Starzec pokiwał głową, mlasnął.

- Dhrr... - chrząknął Starzec próbując coś powiedzieć. Mlasnął, raz jeszcze przełknął ślinę. Głośniki milczały. - Dwa gł... - wrzask elektroniczny zagłuszył jego słowa. Drgnęli obaj.

Feniks zrozumiał o co chodziło towarzyszowi. Dwa głosy, nie jeden. Z głośników wydobywały się dwa głosy, jeden próbował zagłuszyć drugi. Ale skąd?

Rozejrzał się szybko po kokpicie szukając wskazówek. Kontrolki, zegary i plątanina układów. Cholera!

Wrzask z głośników narastał.

Starzec klepnął go w ramię, spojrzał na niego - wskazywał sufit.

Wrzask stawał się naprawdę nieznośny, wibrował wysoko w uszach, drażnił nerwy i windował poziom strachu.

W suficie, w plątaninie kabli, kontrolek, przełączników i innych układów dostrzegł w końcu to co wskazywał mu Starzec - zarys humanoida wkomponowanego w to wszystko. Nie myślał długo - podniósł obrzyna i przymierzył w miejsce, w którym powinna być głowa.

Wrzask przerodził się w pisk od którego niemal pękały bębenki w uszach, a zęby kruszyły się o siebie wzajemnie. Starzec przycisnął dłonie do uszu i krzyczał niesłyszalnie padając na podłogę.

Sędzia skupił się i pociągnął za spust. Chmura śrutu skrzesała iskry, potłukła zegary, pokruszyła elektronikę. Wrzask zaczął się rozciągać, zmieniać częstotliwości. Drugi strzał - breneka wyrwała potężną dziurę w suficie ucinając kakofonię jak nożem.

W uszach piszczało. Oddychali szybko, Starzec podnosił się z ziemi sapiąc. Krople potu spływały im po czołach.

- Dzzi...zii...kuj...e - zaszeptał elektroniczny głos niewyraźnie - Pomóż...zzzzci....e ..iii.
- Jak? - odparł cicho Sędzia.
- Zabi...rzzz...zzcie.. a..d.nnek... sp...lcieeee reszzzzstę.

Potrzebowali kilku chwil na zrozumienie komunikatu. Sędzia kilkukrotnie przełknął ślinę.

- Bomba nie wybuchnie?
- N...zzztrzz...eee, aleee.... sttt grźźźźźźna.
- Skąd mamy mieć pewność?

Cisza.

Spojrzeli na siebie, potem na pilota.

- Ni...ee maczzzieee... Ale zatrzzzzzz...młemmmm.... czsss.

- No to co robimy? - zapytał Dziadyga.
- Hej! - dobiegł ich głos Kozy - To zgasło! Już nie miga!

CDN

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.