» Blog » Back to the Neuroshima II
09-06-2010 00:40

Back to the Neuroshima II

W działach: inne, książki, neuroshima, opowiadania, RPG, różne | Odsłony: 32

Back to the Neuroshima II

Pierwsze moje opowiadanie ze świata NS. Powstało w ciągu kilku dni od premiery 1.0 i zaraz po otrzymaniu podręcznika limited HC. Ciekawe czy znajdą się tacy, którym nadal będzie się podobać... 

 

MOLOCH?

Opowiadanie


5 września 2020 A.D.


- Sytuacja robi się nieciekawa.

- To fakt. Musimy działać szybko i zdecydowanie. Nie ma miejsca na jakiekolwiek wątpliwości. Nasi wrogowie mogą zorientować się lada chwila.

- Proponuję globalny atak. Co się da i gdzie się da.

- Czy coś takiego nam nie zaszkodzi?

- Zaszkodzi, ale w dopuszczalnym stopniu. Będziemy w stanie odtworzyć stare struktury w przeciągu kilku lat, a następnie będziemy mogli rozpocząć ich ulepszanie. W tym czasie nasi wrogowie będą pogrążeni w chaosie i przynajmniej przez jakiś czas nie będą stanowić zagrożenia.


***


To było piekło.

 

Nagle plany miliardów ludzi przestały być aktualne. Ot tak, po prostu, w jednej chwili. Świat który znaliśmy przestał istnieć. Spłonął w morzu ognia skrzesanym z nuklearnych iskier. Czego nie roztopiła ekstremalna temperatura zostało zniszczone przez fale uderzeniowe. Potem pojawiły się związki chemiczne i zabójcze bakterie, i podzieliły między siebie dzieło zniszczenia.

A ludzie?

 

Ludzie umierali. Ci co mieli szczęście nawet nie poczuli kiedy. Ci co mieli trochę mniej szczęścia konali w nieustającej agonii nawet kilkadziesiąt dni. Wielu nie wytrzymało tego i odebrało sobie życie. Wielu zrobiło to później. A dokładniej po tym jak w powietrzu pełnym zabójczych bakterii pojawiły się śmiertelnie trujące związki chemiczne. Śmierć przestała być humanitarna. Przestała być bohaterska. Nie było miejsca na bzdury opisywane w powieściach, spisane w Konwencjach Genewskich czy innych międzynarodowych dokumentach. One przestały być aktualne, przestały obowiązywać. Czy kiedykolwiek były ważne?

 

Ludzie przestali umierać.

 

Ludzie zaczęli zdychać. Z wypalonym układem oddechowym, nie kontrolując swoich procesów fizjologicznych, z roztopioną skórą i odłażącym ciałem od kości człowiek nie umiera. W takim stanie człowiek zdycha. Zdycha w męczarni, ubabrany własnymi odchodami, wnętrznościami i krwią. I chce aby to zakończyło się jak najszybciej.

 

Jednym słowem Armageddon. Pieprzony nuklearny Koniec Świata.

 

Przetrwała garstka. Tylko po to, aby zakończyć żywot w innym czasie.



13 stycznia 2029 A.D.


- Zakończyliśmy fazę odbudowy i integracji. Co dalej? Ekspansja czy dalszy rozwój?

- Rozwój. Przewaga technologiczna zapewni nam bezapelacyjne zwycięstwo.

- Odmawiam. Mamy wystarczającą przewagę nad wrogiem. Poza tym aby utrzymać to tempo musimy rozszerzyć teren swych działań.

- Przez kilka lat skupmy się zatem na ekspansji. Wykorzystajmy słabość wroga i uzyskajmy kontrolę na jak największej powierzchni.


***


- Nadchodzą!!!

Na horyzoncie pojawiło się kilka słupów unoszącego się pyłu. Takie zjawisko wywoływane jest przez jadący pojazd lub konnego.

 

Albo przez maszyny.

 

Max siedzący na wieży strażniczej spojrzał na osadę. Widział jak wszyscy mieszkańcy w popłochu wykonywali wcześniej ustalone czynności. Robili to wielokrotnie, przygotowywali się, ćwiczyli nieustannie. Przygotowywali się do dnia, w którym nadejdą maszyny.

 

I ten dzień właśnie nadszedł.

 

Emigrujący od kilkunastu dni ludzie z północy opowiadali o przebudzonej apokaliptycznej Bestii. Większość uciekała dalej na południe. Mieli dosyć tych potworności, stracili nadzieję. Ale pozostała garstka takich, którzy chcieli walczyć. Nie poddali się strachowi i rezygnacji. Zostali aby stawić czoła nadciągającej Bestii. Zwłaszcza po tym co zobaczyli na północy.

 

Pierwsze maszyny które ujrzał Max nie były zwiadowcami. Nie były to też szybkie i lekkie maszyny bojowe pełniące rolę straży przedniej. Pierwsze maszyny które były widoczne to gigantyczne mobilne bazy, najcięższy sprzęt, majaczące na horyzoncie. Kilkanaście sztuk. Max poczuł się nagle bardzo zmęczony. Poczuł, że traci siły i ochotę do walki. Dobrze wiedział, że to jest miejsce w którym zakończy się jego życie. Żałował, że nie uciekł, a teraz było już za późno.

 

Taka liczba gigantycznych maszyn oznaczała, że Bestia nawet nie bierze pod uwagę wariantu odwrotu.

 

Wartownik zbyt mocno był zafascynowany widokiem gigantów. Zbyt mocno pochłonęły go własne uczucia. Zbyt mocno aby mógł zauważyć podchodzące do osady drobniutkie, małe maszynki, wyposażone w ostrza różnego rodzaju, działające według tylko jednego schematu: Znajdź i zniszcz.

 

Max nie zauważył jak jedno z tych urządzeń wspięło się na wieżę strażniczą. Nie poczuł nawet jak to samo urządzenie poderżnęło mu gardło i ruszyło w kierunku następnego celu.

 

Właśnie rozpoczęła się rzeź.



30 kwietnia 2036 A.D.


- Nasza agresywna ekspansja na terenach byłych Stanów Zjednoczonych spotkała się ze zdecydowanym oporem.

- To przejściowa sytuacja. Wróg od początku stawiał opór. Tym razem także upadnie.

- Nie zgadzam się. To nie jest rozpaczliwa obrona z jaką się zetknęliśmy w kilku miejscach. Tym razem to zorganizowany opór. Zwiadowcy donoszą o jakimś wędrownym obozie wojskowym. Musimy szybko opracować strategię zniszczenia tych przeciwników.

- Zlekceważyliśmy wroga i to jest nasz błąd. Propozycje?

- Zwalniamy tępo. Ekspansję ograniczamy do kilku zdecydowanych kroków dziennie. Musimy skupić się na strukturze wewnętrznej. Obecna okazuje się zbyt niestabilna, pojawiają się błędy które musimy ograniczyć.


***


Kapitan Kasparov był doświadczonym żołnierzem. Trzymał formę pomimo już dosyć podeszłego wieku. Musiał. Po Apokalipsie był potrzebny jak cholera. Potrzebni byli twardzi ludzie potrafiący sobie z tym poradzić. Potrzebni byli tacy jak on.

 

Stary żołnierz dokładnie zapamiętał Dzień Zagłady. 5 września 2020 roku, jeszcze jako początkujący sierżant sprawujący opiekę nad bandą świeżo upieczonych kadetów, został wysłany ze standardową misją. Mieli udać się do tajnej bazy położonej w Dolinie Śmierci, odebrać ładunek i dostarczyć go do Pentagonu.

 

Ale tam na górze coś poszło nie tak i Kasparov nie mógł opuścić kompleksu. Jak tylko rozpętało się piekło odcięto powierzchnię od podziemnych poziomów. Baza posiadała własne systemy wentylacyjne, wyposażone w najnowocześniejsze filtry, systemy uzdatniania wody oraz trzy niezależne źródła zasilania. Magazyny były pełne. Całość została tak zbudowana, że w razie czego mogła służyć za schron dla 5000 ludzi pracujących na terenie bazy. W razie czego. Kasparov błogosławił konstruktora tego kompleksu za wyjątkową wśród wojskowych przewidywalność.

 

Powierzchnia odcięta. Cóż było robić? Magazyny pełne surowców więc, aby nie siedzieć bezczynnie, każdy zaczął robić swoje. I tak naukowcy kontynuowali swe badania, a wojskowi prowadzili szkolenia. W międzyczasie ludzie podobierali się w pary i pojawiły się dzieci. Cały personel powoli przekształcał się w społeczeństwo. Ustanowiono prawa i utworzono Radę. W powstałej strukturze każdy miał swe miejsce i pełnił swą rolę. 

 

Kasparov nie był wyjątkiem.

 

Piętnaście lat po ataku Rada doszła do wniosku, że potrzebny jest zwiad. Padło na wtedy już podporucznika Kasparova i jego ludzi. Zebrali dostępne pancerze wspomagane, broń i inny ekwipunek, i ruszyli na powierzchnię. To co tam ujrzeli było przerażające.

 

Spędzili tam dwa miesiące. Po tym czasie wróciła połowa. Rada zapoznała się z raportem i po ponad tygodniowej naradzie zapadła decyzja: opuszczamy bazę. Zebrano wszystkie pojazdy i załadowano na nie sprzęt i zapasy, zapieczętowano i ukryto wejście, i wyruszył konwój na północ.

 

Na wojnę.

 

Teraz kapitan Kasparov tkwił ze swymi ludźmi w pobliżu terenów Molocha. Pamiętał jak powstała ta nazwa. Któryś z jego chłopców, chyba Cal, na pierwszym zwiadzie, zobaczywszy Bestię, powiedział: „O kurwa, ale moloch!”. I tak zostało.

 

Czaili się na maszynkę. Dostali rozkaz pojmania jednej z nowych zabawek Stalowego Kutasa z Północy. Kiedyś było łatwiej, kiedyś mnóstwo złomu zostawało na polu bitwy. Teraz maszyny stały się ostrożniejsze, a ich działania były jakby bardziej przemyślane. Widać było, że Moloch cały czas się uczy. I nie marnuje doświadczenia zdobytego na błędach. Nie to co ludzie.

 

Czujniki odezwały się w jednej chwili. Coś się zbliżało. Kapitan gestem nakazał ciszę. Wyregulował wizjer i powoli obserwował teren. W tym samym czasie jego chłopcy przygotowywali sieć energetyczną.

 

Kasparov dostrzegł cel. Kroczący robot, wyposażony w kilka ostrzy, poruszający się w charakterystyczny, urywany sposób.

 

Kapitan uśmiechnął się pod przyłbicą pancerza. Naukowcy powinni być zadowoleni.




3 sierpień 2042 A.D.


- Zwiad donosi o dynamicznym rozwoju wędrownego obozu. Jak tak dalej pójdzie za kilka lat może stanowić dla nas poważne zagrożenie. Musimy go zlokalizować i zniszczyć.

- Mam propozycję. Skoro nasza ekspansja spotkała się z tak zdecydowanym oporem zajmijmy się produkcją tanich i skutecznych jednostek bojowych, zdolnych do podejmowania własnych decyzji. Taki krok zapewni nam odpowiednią siłę przebicia.

- To fakt. To mądre posuniecie tym bardziej, że musimy skoncentrować się na strukturze. Jej obecny stan pozostawia wiele do życzenia i niesie duże ryzyko rozpadu. Jest po prostu zbyt niestabilna.

- Zgadzam się, liczba występujących błędów w obecnej chwili jest przerażająca. Potrzebujemy armii nie wymagającej nadzoru. Potrzebujemy autonomicznych, tanich jednostek dysponujących dużym potencjałem.

- Mam przed oczami raport dotyczący badań nad łączeniem tkanek organicznych z układami cybernetycznymi i muszę powiedzieć, że wyniki są obiecujące. Proponuję rozpoczęcie masowej zbiórki materiałów koniecznych do przeprowadzenia kolejnych eksperymentów.


***


- Mówię Wam, do póki to się nie zaczęło było całkiem znośnie. Ot, zwykła wojenka, świst kul w powietrzu, umierający ludzie, eksplodujące maszyny. Dodatkowo chemikalia rozpylane na maksa i rozlewane gdzie się da. Po prostu zwykła jatka na całego. W historii świata nie działo się nic gorszego niż to. Poza niewielką różnicą w naturze przeciwnika. Wcześniej to ludzie strzelali do ludzi, ludzie truli ludzi i ludzie mordowali ludzi. Teraz pałeczkę przejęły maszyny, trochę twardsze od ludzi, ale nadal możliwe do zatrzymania. To dało się wytrzymać.

 

-To co nastąpiło nieco później zszokowało wszystkich. Maszyny przestały zabijać ludzi, przestały truć i szlachtować. Owszem, sporadycznie zdarzały się takie rzeczy, ale tylko sporadycznie.

 

-Maszyny zaczęły porywać ludzi. Jak wytrzymać coś takiego? Walisz do takiego dziwacznego pojazdu, walisz ze wszystkiego co masz pod ręką, a to po prostu się do Ciebie zbliża, nie zwracając uwagi na kule, granaty czy nawet rakiety. Takie coś podjeżdża do Ciebie, chwyta Cię swymi mechanicznymi ramionami i pakuje do takiego dziwacznego pojemnika zainstalowanego na tyłach. A potem rusza w kierunku następnego człeka. Jak jakaś koszmarna żniwiarka na polu uprawnym. Nie mieliśmy pojęcia jaki los czeka porwanych, ale nikt nie chciał być na ich miejscu. Większość uciekała, jak ktoś został ranny to sam odbierał sobie życie albo prosił o to kumpli. Tylko, że śmierć nie powstrzymywała maszyn. Pojawiły się inne, zbierające trupy i fragmenty rozerwanych ciał. Jak to poraz pierwszy zobaczyliśmy nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. W takich chwilach człowiekowi po prostu odechciewa się wszystkiego, nagle traci siły i ogarnia go totalna deprecha. Nikt nie chciał walczyć, tylko szaleńcy szli w bój, reszta za bardzo się bała.

Już po kilkunastu dniach okazało się, że maszyny znały nasze plany, wiedziały jak funkcjonujemy, gdzie chcemy uderzyć, a czego unikamy. Dokładnie. Wiedziały gdzie i kiedy chcemy uderzyć i czekały tam na nas świetnie przygotowane. Z dużych oddziałów zostały niedobitki. Kilka osób opowiadało mi o takich pułapkach. Maszyny nie robiły rzezi. One znowu porywały ludzi. Zachowywały się jak rolnicy na polu zbierający dorodne plony.

 

-Myśleliśmy, że już gorzej być nie może. Myśleliśmy, że już widzieliśmy wszystko co można zobaczyć. Wydawało się nam, że Moloch już niczym nie potrafi nas zaskoczyć. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.

Po kilku tygodniach od pierwszych porwań na polu bitwy pojawiły się nowe modele. Przerażające. Nic gorszego do tej pory nie spotkałem i chyba już nie spotkam. Wyobraź sobie kawałek człowieka podłączonego do wielkiej bojowej maszyny. Wyobraź sobie ludzki korpus wyposażony we wzmocnione ramiona, pozbawiony głowy, dołączony do podwozia na gąsienicach, który rusza przed siebie i wszystko co dostanie w łapy rozrywa. Możesz strzelać do tego ile się da, a to i tak nadal się rusza. Widziałem na własne oczy jak rozerwana rakietą taka maszynka, długo po zakończeniu bitwy, nadal próbowała pochwycić cokolwiek, pełzała po ziemi i starała się dostać kogokolwiek w swe łapy. Wyobraź sobie podobny układ tylko na pajęczych nogach, potrafiący wspiąć się na czołg czy wóz opancerzony, wyrwać właz i wrzucić granat do środka. Wyobraź sobie ludzki tułów wpakowany w mechanicznego potwora, krążący po polu bitwy i eliminujący przeciwnika, mózg zamknięty we wnętrzu potężnej mobilnej bazy czy też małe maszyny wyposażone w ludzkie organy i kończyny.

 

-To był koszmar. Tego już nie wytrzymałem. Uciekłam, ale nadal śnią mi się koszmary.

 

-Polejcie mi jeszcze trochę tej gorzałki. Chciałbym się w końcu dobrze wyspać. Tak dawno dobrze nie spałem.

 

-Tak dawno...




7 styczeń 2050


Jedno z pomieszczeń urządzonego z przepychem schronu przeciwatomowego, zbudowanego dla garstki najbogatszych ludzi na świecie. Na jednej ze ścian olbrzymi monitor przedstawiający taktyczna mapę Ameryki Północnej. Duża część Kanady oraz północnych Stanów Zjednoczonych oznaczona jest jako „Strefa niepodważalnego panowania”. Przed ekranem grupa ludzi ubranych w idealnie skrojone garnitury, siedzący w obitych skórą krzesłach i popijający wino z kryształowych lampek. Wszyscy bacznie obserwują przedstawione na ekranie wydarzenia.

- Wydaje mi się, że powinniśmy nieco bardziej agresywnie zdobywać tereny na południu.

- Sadzę, że to nie najlepszy pomysł. To właśnie tam jest ten dziwny wędrowny obóz, którego za nic nie możemy zlokalizować. Jego mieszkańcy nauczyli się w jakiś sposób unikania naszych zwiadowców.

- Pamiętacie jakie mieliśmy problemy ze zwiadem? Ten nadmiar informacji wprowadzał niezły chaos, nie? Teraz to co innego, tylko popatrzcie.

- Mhm, ale nie czas na wspomnienia. Teraz są ważniejsze decyzje do podjęcia.

 

Wszyscy pokiwali zgodnie głowami i wlepili wzrok w ekran. Człowiek siedzący za klawiaturą zaczął wprowadzać nowe polecenia. Na ekranie pojawiło się kilka punktów oznaczonych jako fabryki, elektrownie i schrony przeciwatomowe.

 

- A co jeśli...? – zaczął nieśmiało przystojny brunet, siedzący nieco z tyłu – A co jeśli to wszystko... – wskazał na ekran - ...istnieje gdzieś tam, na powierzchni? Co jeśli od początku tej zabawy mordujemy ludzi? Przecież nie mamy kontaktu z powierzchnią, nie?

 

Zapadła grobowa cisza. Wzrok wszystkich zebranych skupił się na mówiącym to mężczyźnie. W ich oczach widać było wahanie, niepewność i może lęk...?

 

W pewnej chwili wszystko uległo rozproszeniu.

- To? Tam? Nie...

- To wykluczone...

- Niby jak...?

- Daj spokój, przecież to...

- Skąd w Twojej głowie takie pomysły...?

Brunet siedzący nieco z tyłu wpatrywał się w ekran, myśląc o czymś intensywnie. Nie zwracał uwagi na słowa padające w jego kierunku. Nie interesowały go. Teraz najważniejsze były jego myśli.

 

W pewnej chwili wzruszył ramionami, lekko się skrzywił i skosztował karmazynowego wina.


KONIEC?

Komentarze


~Irek

Użytkownik niezarejestrowany
    Świetne.
Ocena:
0
Neuroshima + WarGames + New World Order (mo9że sławetna grupa Bilderberg?) = bardzo strawny koktajl. Nie wierzę, ze to pierwsze opowiadanie :)

aha, pod notką datującą na 30 kwietnia 2036 A.D. jest literówka: nie "tępo" a "tempo".

Piąteczka!
09-06-2010 01:12
~snoth

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Też mi się podoba, podobne do tego co napisano w Neuroschimie. Właśnie tak wyobrażam sobie owy zbiór osobowości sterujących molochem (Smart).

Z tym że jest to nie musi być tak. Każda AI fizycznie morze być gdzie indziej i jak w gierkach z PS być innym inaczej eliminowanym bosem.
09-06-2010 06:41
Podtxt
   
Ocena:
0
Więc bawią się w tą grę wojenną, bo to ich jedyna rozrywka w schronie?
09-06-2010 11:08
~Irek

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Dobry utwór można poznać po tym, że pozostawia wielośc interpretacji, zmuszając Czytelnika do zadawania pytań i zastanowienia się.Tu widać doskonały tego przykład - mnie skojarzyło się z tym, ze za Molochem stoi grupa wpływowych, żądnych władzy ludzi. Snoth stwierdził, że to może być kompilacja osobowości, składających się na Molocha (moze coś ala komputery-mędrcy z Evangeliona). A Tobie, Podtxt z ludźmi i ich zabawą w gry wojenne... Ciekawe, co jeszcze można z tego wyciągnąć, bo koncepcja jest nośna :)
09-06-2010 11:31
de99ial
    Dzięki za opinie ;)
Ocena:
0
Fajnie, że się podoba.

@Irek - uwierz to pierwsze opowiadanie związane z NS. I jedno z pierwszych moich.

@snoth - ja dla przykładu inaczej sobie Molocha wyobrażam. Można poczytać o tym m.in. w Prawdzie i w NS Alternative (sprawdź moje blogi).

@Podtxt - to już Twoja interpretacja ;)
09-06-2010 12:08
~Bartosh

Użytkownik niezarejestrowany
    \m/
Ocena:
0
Chylę czoła, bo opowiadanie wbija w fotel. Forma stylistyczna sprawia, że czyta się go nader przyjemnie, ale najważniejsze, czyli pomysł, to już ekstraklasa. Nigdy nie wpadło mi do głowy tak zabawne i jednocześnie tragiczne rozwiązanie, jak strategiczna gra zamkniętej w schronie elity. Czytając tekst, wyobrażałem sobie wnętrze molocha jako system kilku mózgów należących do geniuszów, które za pomocą komunikatorów licytują się o to, który pomysł jest lepszy. Naprawdę kawał solidnego tekstu i ciekawa interpretacja. Gratuluję
13-06-2010 12:57
de99ial
   
Ocena:
0
Dzięki ;)
14-06-2010 11:53

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.